Intensywna Krótkoterminowa Psychoterapia Dynamiczna (ISTDP) to metoda terapeutyczna, która zyskuje coraz większe uznanie wśród specjalistów na całym świecie. Jednym z elementów ścieżki rozwoju terapeuty ISTDP jest uczestnictwo w kursie PreCORE, który pozwala zdobyć niezbędne narzędzia do pracy z pacjentami i poszerzyć wiedzę o dynamicznych procesach emocjonalnych. W niniejszym artykule przedstawiamy „Dziennik refleksji” Wojciecha Błaszczyka, który dokumentuje jego osobistą podróż przez szkolenie PreCORE. Tekst ten jest cennym źródłem przemyśleń na temat nauki ISTDP, własnego rozwoju zawodowego oraz pracy z pacjentami.
Dziennik, który znajdziecie poniżej, ukazuje autentyczne wyzwania, wątpliwości i momenty odkrycia, jakie towarzyszyły autorowi podczas szkolenia. Zachęcamy do lektury zarówno tych, którzy rozważają udział w kursach ISTDP, jak i osoby już zaangażowane w tę metodę terapeutyczną.
Dziennik refleksji z udziału w szkoleniu PreCORE 1
Wojciech Błaszczyk
Rozpoczynam pisanie tego dziennika, ze świadomością, że będzie on bardziej wspomnieniem procesu, który przeszedłem i który dokonał się we mnie w trakcie 9 sesji kursu PreCORE pod kierunkiem Przemka Duchniewicza. Niestety zaniedbałem regularne sporządzanie notatek po kolejnych sesjach, jak tego wymagałby styl dziennika. Niemniej wracam teraz pamięcią do moich obserwacji, przeżyć, emocji związanych z poszczególnymi sesjami.
Rozpocząłem szkolenie PreCORE po przebytej własnej terapii w nurcie ISTDP. Miałem żywo w pamięci proces, którego sam doświadczałem. Obecnie zacząłem niejako przeżywać go na nowo i umiejscawiać kolejne jego etapy na mapie, która wyłaniała się z zajęć z Przemkiem. To pozwalało mi zrozumieć od strony metodologicznej proces, który przeszedłem. Ponadto moje własne doświadczenie niejako uwiarygadniało przede mną samym teorię, którą poznawałem. Czułem się zaangażowany w ten proces nauki, zaangażowany ciekawością intelektualną, ale też całą wyobraźnią, próbując niejako weryfikować opisywane procesy w samym sobie.
Kiedy rozpoczęliśmy szkolenie pracowałem właśnie z kilkoma pacjentami, którzy zgłosili się do mnie w ramach interwencji kryzysowych. Oczekując na rozpoczęcie ich terapii, kontynuowaliśmy nasze spotkania. Miałem wówczas poczucie pewnej bezradności, nie wiedziałem za bardzo w jakim kierunku prowadzić nasze rozmowy, ufając jedynie, że jeśli chcą przychodzić, to znaczy, że odnoszą z tych spotkań jakąś korzyść. Piszę o tym dlatego, że przedstawienie metody ISTDP było wówczas dla mnie jak odkrycie nowego kontynentu, zarysowanie jakiejś mapy, jeszcze nieznanych terenów, ale możliwych do eksploracji. Był to moment fascynacji: tak, chcę w to wejść i spróbować poszerzyć moje umiejętności.
Od początku zaskoczył mnie, do pewnego stopnia zaimponował mi profesjonalizm Przemka. Wymagające wykłady, dużo nowych pojęć, nowej wiedzy, ukazanie złożonej, ale spójnej wizji człowieka z jego wewnętrznymi konfliktami, obronami, lękiem. Miałem poczucie, że nawet jeśli w przyszłości nie byłbym w stanie opanować wymaganych umiejętności terapeutycznych, to mimo wszystko odbieram potężną dawkę wiedzy, która jest dla mnie odkrywcza.
Pierwszy opór pojawił się we mnie przy omawianiu podejścia do obron na „drzwiach frontowych”. Niejako we mnie samym uruchomiły się jakieś obrony. Nie byłem w stanie wyobrazić sobie, że w pracy z pacjentem mogę być tak dyrektywny, że mogę mu przerwać, postawić wyzwanie, skonfrontować go z jego obronami, a tym bardziej, żeby robić to na pierwszym spotkaniu. Wydawało mi się, że mój własny terapeuta był dla mnie delikatniejszy. Ale jednocześnie zacząłem jasno dostrzegać stosowanie obron u moich pacjentów: odwracanie wzroku, galopowanie, niekończące się narracje. Do dziś zastanawiam się, których obron pacjentów nie potrafiłem zaadresować, co poskutkowało tym, że nasze rozmowy utknęły w martwym punkcie, a moje dalsze próby przełamania oporu zostały odczytane jako próby przekonywania, jako oskarżające sugestie…
Dużo porządku w postrzeganiu przeżyć pacjenta wprowadziła prezentacja trójkąta osób i trójkąta konfliktów. Odkrywałem, jak to, co dotąd byłbym skłonny rozumieć jako uczucie np. bezradność, okazywało się obroną przed lękiem, pod którym dopiero skrywa się niedopuszczone do głosu uczucie np. złość. Natomiast trójkąt osób jest dla mnie jak przerzucanie mostu między teraźniejszością i przeszłością. Schematycznie może on pokazać samemu pacjentowi konflikt między jego superego i ego, może unaocznić patologiczne schematy i obrony, które „zaciąga” z traumatycznych doświadczeń przeszłości do bieżących nawyków. Nawiasem mówiąc, ze zdziwieniem odkrywałem, że patologiczne obrony z upływem czasu mogą działać regresywnie, powodować coraz bardziej dotkliwe skutki w psychice, w funkcjonowaniu człowieka.
Odkryciem było dla mnie także poznawanie neurobiologicznych podstaw funkcjonowania świata emocji w człowieku. Kolejny raz wczytywałem się w opis przebiegu impulsu sensorycznego z ciała do układu limbicznego, jego przełożenie na pierwsze reakcje autonomiczne i na dalsze przetworzone informacje z kory mózgowej, wzbogacone informacją z hipokampu kodującego pamięć i jak rozumiem modelującego reakcję na zagrożenie. Zadziwia mnie też jak układ limbiczny mózgu jest w stanie „odcinać” informacje o emocjach, kiedy stawiamy obrony na „drzwiach piwnicznych”. Obserwując na zajęciach nagrania z terapii uczyłem się sposobów monitorowania lęku przez pacjenta. Jednocześnie zdałem sobie sprawę z sytuacji w przeszłości, kiedy mój własny lęk przechodził granicę reakcji współczulnych do poziomu pewnej dysocjacji, zawężenia zdolności oceny sytuacji, logicznego myślenia. Mam wrażenie, że potrafię teraz lepiej rozumieć i odczytywać symptomy lęku u pacjentów, czytać je po sposobie mobilizowania ciała, tembrze głosu, oddechu. A nawet po treści snów, które pacjent przedstawia w rozmowie. Pewien pacjent, który w przeszłości skarżył się na ataki paniki, opowiadał o śnie, w którym napadają go wilki, a on nie jest w stanie nic zrobić, pozostaje sparaliżowany; budzi się.
Druga część naszych zajęć odbywała się w czasie różnych dynamicznych zmian w moim życiu zawodowym. Zmieniłem miejsce pracy i zamieszkania. W konsekwencji musiałem też zakończyć pracę z pacjentami, których miałem. Udzielanie pomocy psychologicznej nie jest moim pierwszorzędnym zajęciem. Jestem przede wszystkim duchownym, pracującym w parafii. Nie brakuje mi okazji do kontaktu z ludźmi i nierzadko do bardzo głębokich rozmów. Niemniej nie podjąłem jeszcze na nowo pracy ściśle w roli interwenta kryzysowego. Dlatego też ostatnie zajęcia miały dla mnie charakter bardziej teoretyczny. Ale też stawiały mi osobiste pytania o kierunek mojego dalszego rozwoju jako „pomocowca”. Z jednej strony otrzymywałem fachową wiedzę o procesach terapeutycznych, z drugiej strony brak bieżącej praktyki i brak akademickiego wykształcenia psychologicznego stawiały mnie w poczuciu pewnej nieadekwatności.
Mimo wszystko kolejne zajęcia nie przestawały mnie fascynować. Pamiętam, jak z całym zapałem nowicjusza referowałem koledze wykład n.t. pamięci: pamięć świadoma, przedświadoma, nieświadoma, możliwość przenikania materiału z części nieświadomej do przedświadomej i z części przedświadomej do świadomej, rola emocji w kształtowaniu się pamięci, rola hipokampu i spoiwa przedniego…
Duże wrażenie wywarło na mnie obserwowanie sesji terapeutycznej przedstawiającej całość centralnej sekwencji dynamicznej. Podziwiałem w zaprezentowanym materiale, celność, skuteczność, konsekwentnych konfrontacji – identyfikacji – klaryfikacji z obronami na „drzwiach frontowych” pacjentki. Obserwowałem powolne budowanie się przymierza roboczego z terapeutą, monitorowanie lęku, aby pacjentka nie wchodziła w zakres reakcji właściwych dla układu parasympatycznego przy jednoczesnym adresowaniu przez terapeutę nowych wyzwań podnoszących doświadczanie lęku, kiedy obrony były już „zdjęte”. Dalej dostrzegałem odwracanie ego od superego, mobilizację uczuć żalu i złości związanych ze stosowaniem dotychczasowych obron, które stawały się już dystoniczne u pacjentki aż do pojawienia się radości, będącej symptomem restrukturyzacji ego. Rozumiem, że przełamanie nieświadomości dokonuje się w momencie mobilizacji agresywnego impulsu, odblokowującego zepchnięte uczucia wobec historycznych postaci opresyjnych dla pacjentki.
Przygotowując się do ostatniej sesji, jestem w trakcie przeglądania przesłanych materiałów, obstawiony zakupionymi książkami (niezaprzeczalnie pobudzona ciekawość) zastanawiam się może najbardziej nad sposobem „wychwytywania” i adresowania obron na poziomie reakcji. Rozumiem, że poza konfrontowaniem tych obron, można też wspomóc pacjenta technikami, które pobudzą jego umiejętności doświadczania samego siebie. Mam na myśli metody ruchu rozwijające świadomość ciała, prowadzące do odtwarzania ścieżek neuronalnych, uplastyczniania mózgu, uzdalniania go do odbierania bodźców płynących z narządów ciała. Ale też odwoływanie się do głębokich pragnień zarówno w teraźniejszości, jak i tych ukrytych w przeszłości, będących nieuświadomioną odpowiedzią na doznaną krzywdę.
Pozostaję z dużą wdzięcznością wobec Przemka za przeprowadzenie mnie, wraz z innymi uczestnikami, przez kurs PreCORE, z dużą satysfakcją jaką wynoszę z naszych spotkań.
Udział w szkoleniu PreCORE ISTDP nie tylko rozwija wiedzę teoretyczną, ale również dostarcza cennych doświadczeń praktycznych, które zmieniają perspektywę terapeutyczną. Refleksje Wojciecha Błaszczyka pokazują, jak istotne jest głębokie zrozumienie mechanizmów obronnych pacjentów i jak ważna jest praca nad własnym rozwojem, by móc skutecznie wspierać innych.
Kursy ISTDP, takie jak PreCORE, oferują kompleksowe podejście do pracy terapeutycznej, kładąc nacisk na empatię, analizę emocji i aktywne konfrontowanie obron pacjenta. Dla wszystkich zainteresowanych zgłębianiem ISTDP, dziennik ten stanowi inspirację do dalszej nauki i rozwoju zawodowego. Zachęcamy do odkrywania tej wyjątkowej metody i udziału w kolejnych etapach szkoleń.